Zamki w Jadwiżynie, Mirosławcu, Prostyni i Kaliszu Pomorskim.
Na otwarcie sezonu zamkowego 2009 wybraliśmy się w trasę obejmującą 4 zamki zlokalizowane w powiatach wałeckim i drawskim. Ponieważ był to wyjazd całodzienny, zaplanowaliśmy go na sobotę 23 maja 2009r. Z różnych powodów wybraliśmy się tylko dwaj, tzn. Jarek SP3CMA i Waldek SQ3HTK. Przez cały poprzedzający tydzień oglądaliśmy prognozy pogody na sobotę. Piątkowa prognoza nie wróżyła opadów na sobotę, więc podjęliśmy decyzję, że jedziemy. Rzeczywistość okazała się gorsza niż prognoza. W nocy padał deszcz a rano na niebie przewalały się ciemne chmury. Nie zrażeni panującą aurą zapakowaliśmy nasz sprzęt i o godz. 7:45 wyruszyliśmy z Piły drogą nr 10 w kierunku Wałcza i dalej w stronę Mirosławca.
Pierwszym naszym celem była wioska Jadwiżyn. W Piecniku skręciliśmy w lewo w kierunku Próchnowa. Tu trafiliśmy na tereny, na których żeruje stado żubrów. Informowały o tym stosowne znaki. Po kilku kilometrach dotarliśmy do drogi Tuczno - Mirosławiec. Po drodze widzieliśmy i sfotografowaliśmy małe wiejskie kościółki. Do celu prowadziły nas drogowskazy. Zarówno opis zamku w Jadwiżynie jak i wizja lokalna potwierdziły, że nie tam żadnych śladów materialnych po zamku. Mieszkańcy wskazywali mały pagórek za wsią jako potencjalne miejsce. Również na to miejsce wskazywały współrzędne zamku na wykazie zamków, naniesione na zdjęcie satelitarne. Na miejsce rozbicia naszego radiowego obozu wybraliśmy skraj lasu, niedaleko od wspomnianego pagórka.
Antenę (dipol) rozwiesiliśmy między wysoką topolą i naszym 7-metrowym masztem. Wiejący silny wiatr nie ułatwiał nam pracy, ale daliśmy radę. Transceiver FT840 zasilaliśmy z pokładowego akumulatora naszego samochodu. O godzinie 7:20 UTC popłynęły w eter słowa wywołania ogólnego wypowiedziane przez Jarka. Propagacja była taka sobie, ilość wołających stacji również nie powalała. W ciągu 15 minut pracy Jarek zrobił 10 łączności i do walki przystąpił Waldek. Początek nie był zachęcający gdyż pomimo powtarzanego wywołania ogólnego nikt się go nie wołał. Powoli, powoli zaczęło przybywać łączności w prowizorycznym logu Waldka, ale tu po raz pierwszy tego dnia dała o sobie znać pogoda. Zaczął padać deszcz i musieliśmy w pośpiechu kończyć pracę oraz zwijać nasz sprzęt. W sumie Waldek zaliczył tylko 6 łączności. Z Jadwiżyna wyjeżdżaliśmy w deszczu.
Kolejnym naszym celem był Mirosławiec. Dotarliśmy tam po ok. 15 minutach jazdy. Gdy dotarliśmy na miejsce deszcz już nie padał. Zamek w Mirosławcu znajdował się przy obecnej ul.Zamkowej, na sztucznej wyspie otoczonej kilkumetrowej szerokości fosą. Sama wyspa i fosa zachowały się w dobrym stanie. Natomiast po zamku pozostały niewielkie fragmenty murów i sklepienia przyziemia. Postanowiliśmy postawić naszą radiostację w pobliżu pozostałości sklepienia przyziemia, pod liśćmi rosnącego tam drzewa. Naszą antenę (dipol) rozpięliśmy między dwoma drzewami a TRX zasilany był z przenośnego akumulatora 20Ah. Przy wieszaniu anteny ucierpiały nasze buty gdyż naciągnęły duże ilości wody z mokrej trawy, po której musieliśmy chodzić. Tym razem jako pierwszy do radia zasiadł Waldek. Była godzina 9:00 UTC (godz. 11:00 czasu lokalnego) czyli rozpoczęła się pora najgorszej propagacji na kraj w paśmie 80m. Wielokrotnie podawał wywołanie ogólne, ale z eteru nie było żadnego odzewu. Po pewnej chwili zawołał nas Stan SP3IBS. Po następnej chwili Zbyszek SP2IU z Bydgoszczy, aktywny zamkowicz. Zbyszek reklamował swój planowany zamkowy wyjazd na Lubelszczyznę. Tym sposobem, męcząc się z mikrofonem w rękach zaliczyliśmy łącznie 15 łączności. I tu, podobnie jak w Jadwiżynie, kres naszej pracy wyznaczył opad deszczu. W pośpiechu zwijaliśmy i pakowaliśmy nasz sprzęt. Ten pośpiech miał swoje konsekwencje, ale o tym w dalszej części tej relacji.
W ulewnym deszczu opuściliśmy Mirosławiec i skierowaliśmy się w stronę Kalisza Pomorskiego. Cały wyjazd zaplanowaliśmy czasowo tak, aby starać się nie nadawać w okresie najgorszej propagacji na kraj, czyli między godziną 12 i 14 czasu lokalnego. Ten czas chcieliśmy wykorzystać na rozpoznanie lokalizacji zamku w Kaliszu Pomorskim, zjedzenie czegoś (lunch), dojazd do Prostyni i instalację radiostacji w tej miejscowości. Tę część planu udało nam się zrealizować zgodnie z zamierzeniami.
Po przybyciu do Kalisza Pomorskiego poszukaliśmy lokalizacji zamku, ale nie byliśmy pewni czy to właściwe miejsce. Zapytaliśmy przechodzącego starszego mężczyznę. Potwierdził, że to jest to miejsce, a przy okazji opowiedział nam fragment swojego życia, związany z kaliskim zamkiem, a właściwie pałacem zbudowanym na gruzach zamku. Mężczyzna ten był jednym z pierwszych powojennych osadników w Kaliszu. Zatrzymał się tu w swojej wędrówce z robót przymusowych w Niemczech i w początkowym okresie zamieszkiwał z innymi ludźmi właśnie w tym pałacu.
Zamek w Kaliszu Pomorskim, położony jest na skarpie nad rzeczką Drawicą. Obecny budynek powstał na gruzach zamku i zawiera w sobie fragmenty murów zamkowych. Obecnie jest odrestaurowywany na potrzeby Urzędu Miasta. Naprzeciwko budynku znajduje się duży plac porośnięty trawą. Jest tam kilka drzew. Wybraliśmy kilka możliwości powieszenia anteny, Jarek krokami wymierzał odległości i wybraliśmy jeden wariant do późniejszej realizacji. Zrobiliśmy kilka zdjęć budynku pozamkowego i jego okolic. Tłumaczyliśmy kilku zainteresowanym osobom co będziemy robić i na czym polega program "Zamki w Polsce". Spacerując po ulicach Kalisza znaleźliśmy szlifiernię talentów, czyli wielkie koło szlifierskie z ręcznym napędem, zamocowane w wielkim korycie z wodą. Nadszedł czas na posiłek. Bar, który znaleźliśmy nie wyglądał zachęcająco, więc postanowiliśmy pojechać do Prostyni i tam skonsumować nasze kanapki. Tak też zrobiliśmy.
Do Prostyni jechaliśmy w deszczu. Na miejscu padał kapuśniaczek. Wg opisu po zamku pozostało małe wzniesienie. Szukaliśmy, szukaliśmy i nic nie znaleźliśmy. W naszych poszukiwaniach dotarliśmy do końca świata, czyli do granicy poligonu. Dalej wstęp wzbroniony. W miejscu wskazanym przez współrzędne zastaliśmy szczere pole i w niedalekiej odległości dom leśniczego. Tam postanowiliśmy zasięgnąć informacji. Ani leśniczy, ani jego rodzina nic nie wiedzieli o zamku i nie potrafili wskazać miejsca gdzie on był. Pozytywnym aspektem wizyty u leśniczego była zgoda na rozbicie się "za płotem" oraz zawarcie znajomości z małym psem rasy nijakiej. Pies był przyjaźnie nastawiony do nas i wykazywał duże zainteresowanie naszymi poczynaniami. Próbował przesuwać linkę antenową i koncentryk, chciał coś powiedzieć do mikrofonu, częstował nas swoją kością.
Po posiłku i chwili odpoczynku rozpoczęliśmy instalację anteny i radiostacji. W tym przypadku postanowiliśmy użyć anteny odwrócone V, wspartej na naszym 8 metrowym plastikowym maszcie. Maszt stanął szybko, antena rozłożona na ziemi, czas podłączyć koncentryk. I tu niespodzianka. W bagażniku nie ma zwijaka z koncentrykiem. Po chwili zastanawiania się doszliśmy do wniosku, że zostawiliśmy go w Mirosławcu na wyspie zamkowej, gdy w pośpiechu w deszczu zwijaliśmy antenę. Na szczęście mieliśmy zapasowy koncentryk, więc szybko uporaliśmy się z problemem i wszystko było gotowe. Nasz FT-840 został podłączony do akumulatora samochodowego i o godz. 14:20 czasu lokalnego w eter popłynęły słowa Jarka: "wywołanie ogólne podaje SP3CMA/1, stacja pracująca z zamku w Prostyni". Liczyliśmy, że popołudniu ruch w eterze zrobi się większy. Ale tak bardzo dobrze nie było.
Jednak powoli pojawiali się kolejni korespondenci i w ciągu 20 minut pracy Jarek zaliczył 13 łączności. Jednym z korespondentów był Marek SQ5GLB - manager programu Zamki w Polsce. Zazdrościł nam wyprawy i życzył powodzenia. Do radiostacji zasiadł Waldek i powoli dopisywał do swojego logu kolejne łączności. Łącznie zaliczył 13 łączności. W trakcie naszego pobytu w Prostyni mieliśmy bardzo zmienną pogodę. Na początku padał deszcz, później na przemian świeciło słońce i wiał wiatr, który straszył nas ciemnymi chmurami. W końcu przyszedł czas ewakuacji. Zwinięcie naszej radiostacji polowej zajęło nam 12 minut. Wyruszyliśmy do ostatniego celu, czyli do Kalisza Pomorskiego.
W Kaliszu mieliśmy już upatrzone miejsce, więc instalacja radiostacji zajęła nam tylko kilkanaście minut. Tym razem pracę rozpoczął Waldek. Była godzina 16:15 czasu lokalnego. Nadal wołających stacji było niewiele. Po zaliczeniu 13 łączności Waldek przekazał mikrofon Jarkowi. Zrobiła się prawie godz. 17 LT i zrobiło się trochę ruchu w eterze. To pozwoliło Jarkowi zaliczyć 21 łączności. Tu znowu jednym z korespondentów był Marek SQ5GLB. W trakcie pobytu w Kaliszu mieliśmy w końcu trochę lepszą pogodę, świeciło słońce, więc przesuszaliśmy trochę nasz sprzęt zmoknięty w poprzednich 3 lokalizacjach. W końcu nadszedł czas kończyć naszą wyprawę.
Zwinęliśmy sprzęt i nauczeni doświadczeniem z Mirosławca kilka razy sprawdzaliśmy czy na pewno wszystko zabraliśmy. Na szczęście niczego więcej nie straciliśmy. W drodze powrotnej zajechaliśmy do Mirosławca aby sprawdzić czy nie ma tam naszego koncentryka, ale niestety nie było go. Trudno, załatwimy inny zwijak do koncentryka. Do Piły wróciliśmy o godz. 19, czyli po ponad 11 godzinach. Byliśmy trochę zmęczeni ale zadowoleni, że nie przestraszyliśmy się pogody i rozpoczęliśmy kolejny sezon wypraw zamkowych.
Teraz czas zaplanować kolejny wyjazd. Kiedy i dokąd? To się okaże.